Byłam w nocy na premierze!
Nie, nie będzie spoilerów. Przynajmniej się postaram.
O co w ogóle chodzi? Dla tych, którzy przypadkiem uchowali się gdzieś na rubieżach Galaktyki i nie są świadomi światowej histerii, towarzyszącej premierze najnowszego, VII, epizodu Sagi, która prawie 40 lat temu zapoczątkowała to zjawisko społeczne - Gwiezdne Wojny. W końcu, po 22 latach od nakręcenia Powrotu Jedi, nadszedł czas na trzecią trylogię i premierę Przebudzenia Mocy.
Dla mnie, wychowanej na Gwiezdnych Wojnach przez dziadka, oczekiwanie na nową trylogię, będącą kontynuacją losów Luke'a, Lei i Hana po zniszczeniu drugiej Gwiazdy Śmierci było ważniejsze od trylogii prequeli, która nie zaskarbiła sobie jakoś szczególnie mojej sympatii.
Co gorsza, po przejęciu Lucasfilm przez Disneya okazało się, że Expanded Universe, do którego zagorzali fani przyzwyczaili się w oczekiwaniu na nowe filmy, został ogłoszony "niekanonicznym" i przemianowany na Star Wars Legends. Pozostaje mieć nadzieję, że część wątków i motywów zostanie uwzględniona w nowym "storytelling approach".
W oczekiwaniu na premierę Przebudzenia Mocy oczywiście oglądałam wielokrotnie trailery, analizy wszystkich podpowiedzi i easter eggs, jakie się w nich pojawiły, wywiady z aktorami itp. Nie mogę powiedzieć, że nie wiązałam ogromnych oczekiwań i nadziei z tym filmem; byłoby to wierutne kłamstwo. Jeśli ktoś widział trailery i moment, w którym Han mówi do Chewiego, że są w domu go nie wzruszył, to i tak mógłby oglądać dalej filmy pokroju Mrocznego Widma i to by mu wystarczyło.
Przebudzenie Mocy jest czymś więcej. O wiele. Nie chcę spoilować, ze względu na rzesze ludzi, którzy jeszcze filmu nie widzieli, jednak mogę powiedzieć, że jest dobrze. Nawet bardzo.
Dlaczego?
Bo wracają ci, których znamy i kochamy. Czyli znów lata najszybsza kupa złomu w galaktyce, z zapchloną górą futra i łajdakiem na pokładzie, jest również nasza kultowość, metaliczny, bezmyślny filozof i jeżdżąca beczka smaru.
Bo powracają znane motywy, które wychwycą maniacy Sagi - na stanowisku strzelca w Sokole Millenium nadal są te absurdalne słuchawki na kabelku! I szturmowcy są znów zbyt zaabsorbowani rozmową o nowym uzbrojeniu i ... ;) Hasło Starkiller coś wam mówi?
Bo są stare, kochane teksty. I nowe, które też wejdą do powszechnego, geekowskiego użytku. Już nie tylko rebel scum, teraz także scavenger scum!
Bo są nowi bohaterowie, których da się lubić - Rey, Finn, Poe. I absolutnie cudowny następca R2D2 - droid BB8. Utrzymano obecność postaci w charakterze comic relief - tym razem, w przeciwieństwie do trylogii prequeli i Jar Jar Binksa będącego skończoną abominacją, BB8 jest odpowiednim droidem w odpowiednim miejscu.
Bo jest nowy villain, którego będziemy wszyscy nienawidzić, a którego może z czasem pokochamy jak Vadera.
Bo Przebudzenie Mocy zdaje test Bechdel.
(Aby zdać test, film [lub inny tekst kultury] musi spełnić trzy warunki:
1. Muszą pojawić się co najmniej dwie postaci kobiece,
2. które prowadzą ze sobą rozmowę,
3. dotyczącą czegoś innego niż mężczyźni
(Jest więcej kobiecych postaci, także na trzecim planie - wśród pilotów, szturmowców i załogi niszczyciela)
Bo Finn w końcu przestaje dyszeć! Wszyscy, którzy oglądali trailery, zastanawiali się, kim jest ten biedny szturmowiec z ciężką astmą...
Z pewnością przy drugim lub trzecim seansie znajdę mnóstwo niuansów, do których będę mogła się przyczepić, jednak J.J. Abrams okazał się być godny reżyserowania Gwiezdnych Wojen i nie grozi mu nickname Jar Jar Abrams.
Ocena skromna - 9,5/10 ;)
Pozostaje czekać na VIII epizod i nie tylko. Bo... Jeszcze tylko 889 dni do premiery spin-offa o Hanie Solo, 524 dni do premiery 8. epizodu i 364 dni do "Rogue One".
Chwała matrycy! - C3PO
A tu dla zabicia czasu jeszcze jeden quiz wiedzy o starej trylogii.