czwartek, 6 sierpnia 2015

Leszek w ramonesce, czyli Woodstock oczami neofitki

Ciut spóźniona relacja. Jak po wielkiej bitwie musiał opaść kurz ;)

Nadszedł w końcu ten dzień i w tym roku pojechałam po raz pierwszy na Woodstock.



 Tczew zakrzywia czasoprzestrzeń!

Sama podróż już była radosna - w wyniku różnych perturbacji nie jechałam autem ani bezpośrednim Intercity, znalazłam sobie połączenie pociągami regionalnymi. Czterema. Dużo radości w cenie jednego biletu, tym bardziej, że dwa ostatnie ciapągi były piętrowe, więc radość jak do Kościerzyny :D





Z tego co pamiętam, w zeszłym roku sporo radości w internetach sprawiły blogereczki, zastanawiające się, jakie ałtfity zabrać na Woodstock ;) Ja jestem jednak dosyć tradycjonalna i wzięłam zestaw klasyczny - przede wszystkim arafatkę, trampki i ramoneskę ^^ na miejscu w alejce handlowej upolowano mi jeszcze kolczasty pierścionek, nausznicę-smoka i ludową krajkę w kwiaty.
(co ciekawe - handlowcy nie mieli w ofercie koszulek. Mogli handlować całą konfekcją z wyłączeniem tshirtów, na które ma monopol organizator festiwalu...)



Upgrejdowałam trampki do kocich mord :D a nasz namiot do Walking (Sleeping) Dead:
Sąsiedztwo też było porządne - o 5 rano zasypiałam przy okrzykach "I live! I die! I live again!" i "What a day! What a lovely day!", dobiegających z kolejnych namiotów :)

A co poza biwakiem?

Dużo się dzieje, nie trzeba "tylko" chodzić na koncerty ;) Tak naprawdę to ten sam problem, co na konwentach - nie da się zrobić/zobaczyć wszystkiego. Na dobrą sprawę mogłabym spędzić cały Woodstock w okolicy Akademii Sztuk Przepięknych i miasteczka pozarządówek. Byliśmy na spotkaniu z p. Aleksandrem Doba - facet jest przekozak, aż mam chęć się wybrać znowu na kajaki (podczas wypraw np. rozmawia z rybami, coby nieużywany narząd nie zanikł).

Sporo ciekawych postaci się w tle festiwalu przewijało - Fred Flintstone, druidzi, postaci z Gwiezdnych Wojen, Człowiek Banan, Pikachu :)

Spędziliśmy trochę czasu na zwiedzaniu, podpisywaniu petycji (Amnesty, Otwarte Klatki), podpatrywaniu warsztatów tańca intuicyjnego, zaleganiu na trawie, szaleństwie konkursów ( w konkursie BlaBla na zakładanie peleryny nie powiodło nam się, ale w dogrywce - na najlepsze alternatywne zastosowanie dla folii - wygrałam ładowarkę do samochodu i frisbee, animatorce spodobał się pomysł zrobienia z pelerynki poduchy :D ), ściance wspinaczkowej, jedzeniu od Kryszny i innych cudach. Przy ASP był też Himalayan Camp, gdzie w zawodach "wysokogórskich" przewracaliśmy dywan, stojąc na nim i przemieszczaliśmy się na skrzynkach po piwie :)

*( z kwestii przyziemnych - oczywiście czas spędza się też w kolejkach po ciepłą szamę, do prysznica, do toików, do ładowarek, po piwo, szukając się nawzajem w tłumie itp, ale to didaskalia)

Z koncertów - Dream Theater, Within Temptation, Congo Natty, Shaggy :D i Flogging Molly! Niestety nie dotarłam na Black Label Society a Oberschlesien nie doszło do skutku. Niektóre koncerty umiarkowanie nagłośnione, w piątkowy wieczór na małej scenie duuuże opóźnienia.

Dorwaliśmy się też do fotomatu BlaBlaCar:




Z Kiwdziem - Rock'n'Karolem :)



W sobotę w końcu zrobiło się upalnie; z pomocą przybył Leszek rozdając wiaderka lodu ^^ 


 Szama od Kryszny - food for peace. 
 Dzięki wizytacji w pawilonie Muzeum Historii Żydów Polskich mam swoje imię po hebrajsku.
W ogóle obsada Muzeum mega ogarnięta, fajni pasjonaci - tego brakowało u niektórych pozarządówek. 

Trochu widoczków:
















 Zwierzęce łapki mieli w namiocie Polskich Parków Narodowych :) chciałam oznakować rysiem plecak, ale tusz nie podołał ;(

Przy okazji podziwiam Owsiaka i Pokojowy Patrol za całokształt. Niestety część ludzi jest za głupia na takie imprezy - Nagroda Darwina się kłania, jak ktoś się nawali i śpi na trawniku przy temperaturze w nocy 10'C albo pije płyn do czyszczenia felg, to nie ma co później podnosić lamentu, że impreza jest niebezpieczna. Niektórzy stanowią zagrożenie nie tylko dla siebie - jak idioci puszczający lampiony pod drzewami -.-'  Nie jestem też fanką wożenia niemowlaków i zwierząt na festiwale, dobrze chociaż, że większość pełzaków (ludzkich) miała założone słuchawki wygłuszające. Ale tak jest już z festiwalem, na który może pojechać każdy - w powodzi pozytywnych ludzie zawsze się trafi jakiś drobny zgrzyt :P

A kurz też jest, ale do przeżycia ;)

Impreza jednakowoż jest turbo, za rok tam muszę wrócić :D za krótko byłam, za mało widziałam, za szybko minęło :)

Kostrzyn sam w sobie też jest miły ;)

P.S. Zaraz będzie ciemno!





pierwszy raz na woodstocku przystanek woodstock 2015

6 komentarzy:

  1. "Szatan to pała" było też w tunelu w Rumi, z podpisem Chuligani Chrystusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w Gdańsku też jest, gdzieś mam na Insta :P
      P.S. Oficjalni Chuligani Chrystusa :D

      Usuń
  2. Macie może jakieś zdjęcia Człowieka Banana? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety nie :/ w ogóle mało zdjęć bo tylko telefonem cykane, za rok się lepiej sprzętowo przygotuję :D

      Usuń
  3. Ja musiałem się ewakuować z Dream Theater bo prawie zemdlałem na początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mi coś na nich akurat nagłośnienie nie leżało ale i tak git :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz, zapraszam do obserwowania :)