Pojechało nam się w zeszły piątek do Lublina na Falkon.
Podróż PKP o dziwo minęła nieźle, poznaliśmy nawet w przedziale troje trójmiejskich minionków, zdążających w tym samym kierunku.
Falkon odbywał się w budynkach Targów Lublin i pobliskiej szkole, gdzie umiejscowiono RPGi i LARPy.
Kiedy przybyliśmy na miejsce w piątek wieczorem, czynnych było ok.10 kas, akredytacja przebiegała w miarę sprawnie. W miarę, tzn. kiedy nadeszła nasza kolej, kasjerka oznajmiła, że może przyjąć tylko jedną osobę, bo już nie ma więcej miejsca na liście - kolejkowaliśmy się zatem od nowa. Przy akredytacji każdy dostawał pakiet startowy - rozpiskę i identyfikator, niestety nie było opasek.
W szkole noclegowej trafiło nam się miejsce w sali od religii. Na ścianie był m.in. taki oto edukacyjny obrazek:
U jednego z wystawców luby załapał się na towar spod lady - "bo widzę, że wy tacy militarni jesteście" :)
Mam też swoich nowych ulubieńców- uwaga, kryptoreklama - sklep Igralion.
Mają mnóstwo rzeczy z bardzo słusznymi motywami - smoki, wilki, nietoperze. A itemy nie tylko durnostojkowe, ale też funkcjonalne - kufle, kielichy, lampy, szachy i kołatka z gargulcem <3 Mogłabym znaczną część domu umeblować sobie u nich.
Złożyło się też tak szczęśliwie, że Igralion, jako jedno z kilku stoisk, organizowało u siebie loterię fantową. Zostawiliśmy u nich trochę golda i wynieśliśmy sporo dóbr - smocy, wilcy, kubek i inne cuda. Wszystko jednak blednie w obliczu tego, co mi wpadło w łapy przy pierwszym losie- smocza lampka ^^ trochę kicz, ale moja kolekcja smoków przyjęła go jak swojego.
Przy takiej ilości wystawców nie bardzo da się określić górnej granicy ilości kasy do zabrania na konwent...
Gamesroom, czyli stoły ciągnęły się po horyzont, a wypożyczalnia gier była czynna całą dobę.
Z Michałem Gołkowskim, autorem m.in. Ołowianego świtu.
Byłam na trzech punktach programu z Gołkowskim, tu akurat prelka pt. "Gop-stop, czyli STALKER w szelestach" - prezentował m.in. prawilny słowiański przykuc, pokazał fragment rosyjskiego filmu z bijatyką dresów z gangiem motocyklowym - wyglądało jak Mad Max O.o No i ważna informacja - jeśli chcesz być rosyjskim dresem, obowiązkowym elementem image'u są ziarna słonecznika! Przydadzą się też papierosy Parliament, które znałam jako jedyna słuchaczka z sali ;)
Ze spotkań autorskich byliśmy jeszcze na Kossakowskiej i Pilipiuku, ale to Gołkowski jest moim bohaterem :D
Poza strefą gastronomiczną nie było w najbliższej okolicy Targów zbyt wielu opcji - był jednak foodtruck. Z pizzą. Z pieca opalanego drewnem! :)
(a na samym dworcu odkryliśmy też baromlecznopodobny lokal Barolino, który okazał się być całkiem zacny, w przeciwieństwo do sąsiedniego Pubu "Sezamek"- ten już był ciut podły...)
Luby znalazł sobie zajęcie na długie godziny w postaci sesji i turnieju w Afterglow. Kiedy nie grał, zwiedzał główną halę i wygrywał koszulki, gdzie tylko się dało ;>
Przy stanowisku Legionu 501 scenka rodzajowa z kantyny w Mos Eisley - włącznie z zastrzelonym Greedo.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na jeden dzień w stolicy, jednak pobyt był głównie rodzinny, zatem prawie bez grandzenia po mieście.
Zauważyłam ostatnio, że po każdym wyjeździe mam weltschmerz i nawet do napisania relacji jakoś nie miałam serca. Chyba trzeba częściej wyjeżdżać :)
Ogólne wrażenia:
- BARDZO dobrym pomysłem była bagażownia w hali Targów. Poza standardową szatnią, była też przechowalnia bagażu, co szczególnie ułatwiło życie ostatniego dnia konwentu, kiedy po wymeldowania się ze sleeproomu szliśmy na ostatnie punkty programu - nie trzeba było szwendać się wszędzie z ogromnym mandżurem. Bagażownia była czynna w niedzielę do 16, czyli do zakończenia końcowych punktów. Tak powinno być wszędzie! :)
- prelekcje w namiotach były dość trudne. Jeśli temat był szczególnie ciekawy, to ci pechowcy, którzy nie załapali się na miejsca siedzące stali w wejściu i słuchali głównie dmuchaw/nagrzewnic, ustawionych przy drzwiach. Dmuchawy spoko sprawa, zwłaszcza w listopadzie, ale prelegenci z namiotów też mogliby zostać wyposażeni w mikrofony ;>
- mikrofon też przydałby się np. podczas konkursu na stoisku Rebel - ilość zainteresowanych loterią była ogromna, a w hali w tym czasie akurat ktoś nadawał przez głośniki, stąd zerowa słyszalność wyników.
- spotkania z autorami odbywały się na antresoli hali, co było dobre ze względu na dużo przestrzeni - poza sporą ilością krzeseł, zawsze można było usadzić się na podłodze. Jednak tam również momentami szwankowało nagłośnienie i ostatnie rzędy słuchaczy słyszały głównie harmider z korytarzy.
- tradycyjny chaos z punktami programu - coś zniknęło, coś się przesunęło, amba fatima. Czasem prowadzący nie byli pewni, jaki dokładnie punkt programu prowadzą - tak było np. z wyczekiwaną przeze mnie prelką o najciekawszych chorobach psychicznych. Było o etapach rozwoju osobowości - też fajne, ale część uczestników wyszła, kiedy prowadzący oznajmił zmianę tematu.
- opaska na rękę nie jest złym pomysłem... Identyfikator na smyczy łatwiej zgubić. Zwłaszcza kiedy się zmoknie - po niedzielnym deszczu moja plakietka raczyła namięknąć i odpaść, na szczęście dało się ją zamontować po ponownym przedziurawieniu.
Bonusowo :)
Z niezbędnika na stronie Falkonu - "Jeśli czegoś zapomnicie, bez obaw – inni konwentowicze pożyczą wam ładowarkę do telefonu, suszarkę, czajnik elektryczny. Legenda głosi, że niektórzy zabierają ze sobą toster." You know what? Legendy nie kłamią! W sleepie był gość z tosterem :D
Galeria - najlepsze cosplaye i przebrania